| ||||||||||||||||
| ||||||||||||||||
|
WESELE BABUNI – wyjątkowa książka nie tylko na gwiazdkę
Oto wychodzi za mąż Jagulka, córka podwojewodziego Dobrzynieckiego, późniejsza babcia Zygmunta Glogera. Pęsy, Wojny, Rutki – tam, na mazowiecko-podlaskim pograniczu, w 1809 roku, mają miejsce ślubne i weselne uroczystości.
2 sierpnia przed samym południem zajechał przed dwór pęski z gwałtownym trzaskaniem bata pan młody w poczwórnej kolasie ze swoim swatem, przybrani obaj w kontusze byłego województwa podlaskiego. Jest nim Maciej Wojno, któremu pan podwojewodzi sprzyjał szczerze, uznając za najstateczniejszego z bywających w Pęsach kawalerów. Pełną szczegółów, smaków i smaczków opowieść babuni o przygotowaniach i przebiegu uroczystości Zygmunt Gloger uzupełnił wiadomościami o co ważniejszych osobach oraz rodzinnych i sąsiedzkich koneksjach. Oddajemy ją w ręce czytelników z nadzieją, że nie oprą się jej niezwykłemu urokowi. Wstęp napisała praprawnuczka autora – Liliana Gloger, posłowie znany historyk regionalista prof. Adam Cz. Dobroński. Już w naszej księgarni. Wiesława Czartoryska Fragmenty *** Przystojna i hoża panna Agnieszka miała kilku konkurentów, z których najmniej podobał się jej pan Maciej Wojno. Bo gdy tamci przyjeżdżali we frakach, żabotach, białych pończochach i lakierowanych trzewikach z błyszczącymi klamrami, co cechowało wówczas ludzi dobrego tonu, i panna Agnieszka, naturalnie nie przy ojcu, zrobiła uwagę, że światowemu kawalerowi lepiej przystoi frak niż kontusz, to pan Maciej, trochę tym dotknięty, odparł stanowczo: „Nie przeczę, że dla fircyka i wiercipięty frak zgrabniejszy, wszak i diabłu najlepiej w nim do twarzy, ale dla szlachcica podlaskiego lepszy kontusz i żupan, bo tak nosił się jego dziad i pradziad”. *** Bryką poczwórną wyprawioną na tydzień przed ślubem do stolicy, zwieziono kapelmistrza Zarzeckiego i czterech jego synów, którzy grywali w orkiestrze teatralnej. Byli to młodzieńcy polerowni i elegancko ubrani. Dwóch odznaczało się niezwykłą urodą. Ojciec grał na basetli, synowie na oboju, klarnecie i dwóch na skrzypcach. Umówieni byli każdy po dukacie na dzień, czyli pięć dukatów dziennie na dni sześć. Przywieziono ich z Wojn do Pęs w nocy z niedzieli na poniedziałek, tak że rano wilią ślubu, gdy jeszcze spała Jagulka, kapela zabrzmiała pod jej oknem wesołą serenadę na dzień dobry. *** Podwojewodzi, gdy mu na poprzednich weselach dwóch córek wysuszono piwniczkę, sprowadził na gody Jaguli i przewidywane wesele najmłodszej Anieli dwie beczki węgrzyna z Warszawy i z Gdańska antałek słodkiego muszkatelu dla niewiast. Pan młody zaś przywiózł z Warszawy dwa kosze szampana, który za Księstwa Warszawskiego przez bliższe stosunki z Francją wchodził w modę, ale przez pana podwojewodziego nazywany był „limonadką francuską”, niezdrową dla polskiego żołądka.
|
Top 5
|
Gen: 0.043s | Projekt techniczny i wykonanie serwisu: Tomasz Majewski | informacja o cookies |